Całemu światu opowiem o tobie

Bogu dziękuję, że pozwolił mi zejść na samo "dno piekła", bym się w końcu opamiętała i chwyciła Go za rękę. W całej tej tragicznej dła mnie przeszłości zawsze i wszędzie był Jezus, cichy i pokorny. To dzięki Jego obecności nie zeszłam na drogę nierządu i przestępstwa, nie targnęłam się na swoje życie ani na żadne inne, choć wielokrotnie demon mnie do tego namawiał i byłam od tego o krok. Byłam kiedyś z przyjaciółmi na kawie u pewnego księdza z mojej parafii. Rozmawialiśmy o przykazaniach. Kolega zapytał o grzech cudzołóstwa. Siedziałam na fotelu, naprzeciwko ksiądz, obok na tapczanie inni. Nagle poczułam, jakby ktoś odebrał mi władzę w nogach. Jakby niewidzialna siła sparaliżowała moje ciało.
"Widzisz go" - usłyszałam głos demona - "jak patrzy? Mówi o rzeczach, na których się kompletnie nie zna." Serce mi waliło, pot spływał po czole, nie mogłam wydusić słowa. Nie słyszałam nic, prócz mrocznego głosu obok mnie. Zapadła ciemność. Zostałam w niej tylko z księdzem, siedzącym naprzeciw mnie, ale będącym jakby nie w moim świecie.
"Gdzie są wszyscy?", zapytałam. - "Nikogo tu nie ma", odpowiedział demon. - "Tylko ja, ty i on. Chcę tylko jednego." - "Czego? - Zabij go!"
Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli wstanę, faktycznie rzucę się na księdza i go zabiję. Przeraźliwie się bałam. Wstać, nie wstać? Co robić?! Pot spływał mi po policzkach. W gardle zaschło, nie mogłam przełknąć śliny. Trwało to wieczność. Nie mam pojęcia, jak udało mi się wrócić do rzeczywistości. Tamta chwila zmieniła mnie. Wiedziałam, że potrzebuję pomocy i to jak najszybciej.

Nigdy nie rozmawiaj z demonem
Szatan na początku mojego zniewolenia był bardzo "czuły", sprytny i cichy. Podchodził do mnie jak myśliwy do zwierzyny. Nie był bynajmniej natarczywy; zadawał pytanie i znikał. Kiedy zmarła moja mama, pierwszy ze mną rozmawiał. Złapał mnie na samotności i bezsilności. Klęczałam w kaplicy szpitalnej, pytając Boga: dlaczego? "Z zazdrości" - podpowiedział Szatan. - "Nie widzisz tego? Przecież kiedy tylko pokochasz kogoś mocniej niż Jego, On go zabiera. Jego zżera zazdrość. Ile razy słyszysz w kościele, że Bóg zazdrośnie strzeże...? Ja nigdy nie byłem zazdrosny. Po prostu nie rozumiałem waszego istnienia. Czy to zbrodnia? Kochałem Go, a On? Co zrobił? Zniszczył to wszystko. Wyrzucił mnie jak starą zabawkę."
Przerażające było to, że zaczęłam rozumieć Szatana i mu współczuć. W taki sposób szybko przeniknął w moje emocje i myśli. Reszta dokonała się niejako sama. Kochałam filozofowanie, a demon potrafił to skrzętnie wykorzystać i czynił to doskonale. Odwróciłam się ze złością od Boga. Kto raz wejdzie w dyskusję z demonem, ten będzie już gdy wręcz chciałam go zabić, po tym jak kazał mi po prostu zniszczyć moje wypociny. Kiedy w końcu wszystko zniszczyłam, okazało się, że to był przełom w mojej walce o wolność.

Usłysz Jego głos
Przez rok dojrzewała we mnie myśl, której nie brałam poważnie. Do czasu gdy w codziennym zabieganiu usłyszałam wewnętrzny Głos - delikatny, brzmiący bardziej jak prośba niż żądanie: "Wypłyń na głębię" (Łk 5,4).
Powołanie? Przecież tyle zła uczyniłam. Takich jak ja nie przyjmują do zakonu. Z jednej strony coś mi mówiło, bym szła za Głosem, z drugiej diabeł oskarżał, że jestem grzesznicą w najgorszym wydaniu. Grzechy przeszłości tkwiły we mnie głęboko, przypominały, że jestem nikim. Sądziłam, że nawet jeśli Bóg mi wybaczył, nie zasługuję na Jego zainteresowanie. Spowiednik mi poradził, żebym skontaktowała się z kilkoma zakonami. Wysłałam listy. Odpisała pewna iostra, zapraszająca mnie na spotkanie. Jechałam z radością. Zapanował w moim sercu dziwny spokój, jakbym zyskała nowe życie.
Siostra, która przyszła ze mną porozmawiać, zabrała nnie do kaplicy. Na ścianie wisiał obraz Chrystusa. Padłam la kolana, zakrywając oczy od blasku. Oniemiałam. Jakaś vielka siła wypalała moje serce i oczy. W głowie mi szumiało. Nie wiem, jak długo to trwało. Rozmowa z siostrą była niezwykle miła. Zaproponowała, bym przeszła przez rok przygotowań i upewniła się co do swego powołania. Ona miała mi w tym pomagać.

Początek drogi
Zostałam zaproszona na rekolekcje powołaniowe do Krakowa. Szatan groził mi, we wściekłość wprawiło go moje spotkanie z rekolekcjonistą, franciszkaninem, ojcem Andrzejem.
"Będziesz gniła w piekle! Jesteś dziwką! Takie nie trafiają do zakonu, tylko do burdelu! Nigdy się mnie nie pozbędziesz! Wypieprzaj stąd!" - wrzasnął.
Pewnej nocy siedzieliśmy z grupą rekolekcyjną w kaplicy przy Najświętszym Sakramencie. W ciszy, przy świecach. Nagle jakaś siła uwolniła moją duszę z jarzma cielesności. Jakby cały świat przestał istnieć. Byłam tylko ja i On - Jezus. Mówił do mnie, choć słowa nie docierały do moich uszu, tylko do serca i duszy. Nawet demon nie miał tu dostępu. Świat był czysty, piękny i nieskończenie dobry. Aż bolało, kiedy trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości.

Zawalcz o swoją wolność
Następnego dnia o. Andrzej odprawił nade mną modlitwę w swoim pokoju, z udziałem grupy modlitewnej. Nie pamiętam, co się działo wokół, ale wiem, co działo się we mnie. Demon porwał mnie do jakiegoś ciemnego magazynu. Byłam do czegoś przykuta ciężkim łańcuchem. Przede mną stał ogromny fotel, a na nim siedziała ciemna postać. Nie widziałam twarzy, ale wiedziałam, że to on. Usłyszałam śmiech.
"Myślisz, że tak łatwo uwolnisz się ode mnie? Jesteś moja, tylko moja. Od dnia narodzin byłaś, już w łonie twej matki twoja dusza należała do mnie."
"Należę do Boga! - Znów się zaśmiał. - "Twój Bóg dał mi cię w prezencie!"
Weź do ręki krzyż i trzymaj go z całych sił, usłyszałam głos ojca Andrzeja. Ściskałam krzyż, wciąż jednak byłam więźniem demona. Poczułam okropny ból, jakby ktoś mocno uderzył mnie w brzuch. Krzyknęłam przeraźliwie i padłam na kolana. Przeszyło mnie zimno, nie mogłam oddychać. Kuliłam się z bólu, czując jak pali moją rękę krzyż, który wciąż trzymałam. "Serce Jezusa" - wypowiedziałam słowa, których nie planowałam. Poczułam przeraźliwe zmęczenie, ale i ulgę, bo wiedziałam, że wracam do rzeczywistości. Demon uciekł. Wiedziałam, że wróci, ale już nie tej nocy. Wiedziałam też, że Serce Jezusa było przy mnie i wyrwało mnie z kajdan Szatana. Nazajutrz o. Andrzej wytłumaczył mi, że to grzechy moich przodków i przekleństwo otworzyły diabłu bramy do mojej duszy, a ja przez tę bramę go zaprosiłam.

Próba za próbą
Jedna z dziewczyn z grupy rekolekcyjnej zwierzyła mi się, że ktoś lub coś złego ją dręczy, że czuje wciąż czyjąś obecność. Wyraźnie bała się nocy. Jakiś czas po tym, jak położyłyśmy się spać, obudził mnie dzwonek jej telefonu. Odebrała, ale szybko się rozłączyła. Powtórzyło się to kilka razy.
Wreszcie dziewczyna zawołała mnie. Okazało się, że były to głuche telefony z zastrzeżonego numeru, a z tła dochodziły dziwne dźwięki. Moja koleżanka była przerażona, bała się nawet zrobić to, co nasuwało się samo - wyłączyć telefon. Wreszcie udało mi się ją do tego skłonić. Zostawiłam ją w pokoju i poszłam do łazienki. Z lustra oczami mordercy wpatrywał się we mnie demon.
"Myślałaś, że zapomniałem o tobie, mała dziwko? Nawet jeśli nie mogę cię tknąć, nie przestałem być przy tobie i nie dam ci zniszczyć tego, co tworzę. Ona będzie wspaniałym koniem trojańskim."
Powtarzając sobie, że Szatan jest tylko panem kłamstwa, zdołałam się opanować i wrócić do pokoju. Nie chciałam przestraszyć koleżanki i nic jej nie powiedziałam.
Na wiosnę zaproszono mnie na próbny miesiąc do zako-nu. To były jedne z najpiękniejszych dni mego życia. Dni wypełnione ciężką pracą i modlitwą. Byłam tak zmęczona, że o 22.00 już tylko marzyłam, żeby się położyć i zasnąć. Jeśli ktoś nie znosi pracy fizycznej i nie ma w sobie samoza-parcia, lepiej żeby nie startował do zakonu.
Od pewnego czasu dokuczał mi kręgosłup, czekałam na wizytę u ortopedy. Jej termin przypadał akurat na czas, kie-dy byłam w zakonie, wyjechałam więc na dwa dni. Diagnoza lekarza była druzgocząca: "Ma pani bardzo chory kręgosłup. Nie radzę pracować fizycznie. I tak ma pani szczęście, że jeszcze nie siedzi na wózku. Na to nie ma lekarstwa."
Po raz kolejny moje marzenia legły w gruzach. Nie ma szans, abym mogła przy takim stanie zdrowia pójść do klasztoru. W drodze powrotnej słyszałam gromki śmiech demona. Uświadomiłam sobie, że straciłam możliwość wejścia do zakonu nie teraz, lecz wtedy, kiedy odeszłam od Boga. W tej chwili ponosiłam jedynie konsekwencje własnych wyborów. Zaczęłam też zdawać sobie sprawę, po co Bóg mnie tu wezwał. A jednak nie opuścił mnie.

Ta właściwa droga
Postanowiłam zostać dziewicą konsekrowaną. Dziewictwo zaczęłam rozumieć jako posłuszeństwo Bogu, poświęcenie się Mu bez reszty. Przekształcenie całego życia tak, by On był w jego centrum. Otworzył się dla mnie świat, którego tak bardzo pragnęłam: żyć jak zwykły człowiek, a jednocześnie służyć Bogu, należeć do Niego. Poczułam, że właśnie o to Bogu chodziło. Mój spowiednik też był zadowolony o wiedział, że Bóg prowadzi mnie niesamowitą drogą od zniewolenia przez uwolnienie aż do dziękczynienia poprzez konsekrację.
Demon był wściekły: "Chyba oszalałaś! Ty dziewicą? Z której strony? I myślisz, że ci się uda? Będziesz tutaj. Nikt ci nie pomoże, gdy będę cię gwałcił myślami o seksie i mężczyźnie twego życia. A na stare lata kto ci pomoże? Kto poda kubek wody?"
Odpowiedziałam mu: "Całemu światu opowowiem o tobie. Wykrzyczę twoje plany. Cały świat pozna wszystkie twoje tajemnice. Nieważne, że odkryję swoje sekrety, niech się śmieją ze mnie. Część z nich zrozumie, bo to samo przeżywa. Napiszę o tobie. Bóg już od jakiegoś czasu sugeruje mi, bym dawała świadectwo o tym, co przeszłam. Ksiądz mi powtarza, że przyjdzie taki czas. Może właśnie nadszedł."
Poczułam, jak Szatan chwycił mnie za gardło, groził, że urządzi mi piekło na ziemi, jeśli nie zrezygnuję z tego pomysłu, ale ja wiedziałam, że nic nie może mi zrobić. Powtarzał, że nie wolno mi o nim mówić, że nikt nie będzie chciał słuchać zniewolonej osoby. Odparłam, że nie jestem zniewolona. Zniknął, a ja poczułam, że jest bezsilny.

Trudny dar
Szybko przekonałam się, że nie odszedł na zawsze. Pewnego dnia zobaczyłam demona stojącego obok mojego brata. Wkrótce okazało się, że widzę demony wśród innych sób, nawet dzieci. Zaczęłam się martwić. Postanowiłam rozmawiać o tym z ojcem Andrzejem podczas moich ostatnich rekolekcji. Kapłan nie zdziwił się. Zapytał, czy wiem, że dostałam wielki dar.
"Teraz jeszcze możesz nie rozumieć tego daru, nie wiedzieć, co z nim zrobić. Ale kiedy oddasz się całkowicie Duchowi Świętemu, On cię poprowadzi i wszystko wytłumaczy. Musisz wiedzieć, że to bardzo trudny dar. Wiem, że będdzie ci ciężko, że będziesz dręczona. Musisz sobie zdać z tego sprawę i zawsze być blisko Boga. Nie martw się - kontynuował - dary Ducha Świętego dane są każdemu. Rodzaj daru jedynie zależy od tego, kto, co potrafi znieść. Bóg nie da ci niczego, czego nie udźwigniesz."
Jeszcze tego samego dnia zobaczyłam ciemne istoty przemykające po kaplicy. Były inne od tych, które znałam. Przypominały stado dużych robali, które całą gromadą próbowały wkraść się w ludzkie ciała. Ich obecność strasznie męczyła mnie duchowo.

Dar przyjęty
Rekolekcje się skończyły. Wieczorem spotkałam się z s. Ewą i ojcem Andrzejem. W pewnej chwili pojawił się demon, rzucając groźby pod adresem ojca Andrzeja, który zorientowawszy się, co się dzieje, po raz kolejny zapytał mnie, czy jestem pewna, że chcę przyjąć dar.
"Czemu Ojciec pyta? Już powiedziałam. Kocham Jezusa i jeśli On tego chce, będę szczęśliwa, mogąc Mu służyć." - Zatrzęsły mną dziwne dreszcze, poprosiłam, żebyśmy przerwali rozmowę. - "Jest tu?", zapytał o. Andrzej. - "Tak."
Zakonnik przyniósł wodę święconą. Rozpoczął modlitwę, a demon krzyczał i rzucał się na wszystkie strony. Groził albo próbował pertraktować. Nie odpowiadałam. Czułam ogarniające mnie światło. Ojciec Andrzej powiedział, żebym się nie bała. Nie bałam się, choć zimno przenikało moją duszę. Nagle otrzymałam wizję jakiegoś ogromnego kościoła. Byłam sama, ale nie czułam bólu i zimna. Nad ołtarzem zobaczyłam obraz bijącego Serca Jezusowego. Miałam wrażenie, że Ono bije. Miałam wrażenie, jakby nic nie istniało poza mną i tym Sercem.
"Powiedz mi, czy chcesz ten dar Ducha Świętego?", usłyszałam głos ojca Andrzeja. - "Tak, dla Serca Jeząsowego wszystko!"
Demon zaczął wbijać w moje dłonie gwoździe. Przybijał do krzyża moją duszę. Ból był tak potworny, że aż pot spływał mi po czole. Nagle poczułam, jak Pan chwycił moje zmęczone ciało i trzymał mocno w Swych Dłoniach. "Wybawię cię z rąk złoczyńców i uwolnię cię z mocy gwałtowników."
"Czemu demon nie chce odejść?", usłyszałam głos ojca Andrzeja. - "Nie wiemM", wydusiłam. Znowu usłyszałam ojca Andrzeja: "Pytam demona. Czemu nie odejdzie?" Demon chciał uciec, ale nie mógł, bo trzymał go Ktoś o wiele silniejszy od niego. - "Nie może odejść. Nie wolno mu" - odpowiedziałam. Demon przepadł, a ja padłam wyczerpana. Znów objęcia Ducha Świętego dały mi wytchnienie. Tej nocy spałam spokojnie, a nazajutrz wróciłam do domu. Po roku przygotowań i nauki o dziewictwie konsekrowanym złożyłam przed Chrystusem i Świętym Kościołem śluby czasowe czystości i całkowitego oddania życia Jezusowi Chrystusowi i Jego Najświętszemu Sercu, które ukochałam ponad wszystko na ziemi.

Niewiarygodne?
Ale prawdziwe! Od 10 lat jako egzorcysta towarzyszę Agnieszce w jej walce duchowej. Zawsze fizycznie odczuwała działanie Złego. Dręczenia spowodowane były jej świadomym odejściem od Boga, uwikłała się w wampiryczne wyobrażenia. Przez wiele lat przejawiała wyraźne symptomy zniewolenia, m.in. awersję do sacrum (wstręt do przebywania w kościele, do przyjmowania Komunii św., często świętokradzkie Komunie; typowe ekscesy w trakcie egzorcyzmów z awersją do wody święconej, oleju, relikwii itp.). Z demonami nie ma żartów i nikt sam się nie wyzwoli. Potrzebna jest gotowość współpracy osoby zniewolonej z egzorcystą. Odkąd Agnieszka posłusznie odrzuciła i zniszczyła całą swą "twórczość" demoniczną, sprawy poszły naprzód, lecz to za mało. Miejsce puste trzeba czymś zapełnić! I tu sam Pan Bóg przyszedł jej z pomocą, przez Serce jezusa, w którego pięknie się rozmiłowała dzięki pomocy wspomnianych w tekście s. Ewy i o. Andrzeja. To konkretne, autentyczne postaci, które znam (imiona są zmienione), i wdzięczny jestem, że jej towarzyszyły. Autentyczne są wszystkie przeżycia duchowe Agnieszki, która jest bardzo trzeźwą, konkretną, nieegzaltowaną osobą. Ma za sobą stalą konsultację katolickiego psychologa, nigdy nie miała problemów psychicznych. Cieszę się, że jej świadectwo (szersze - w przygotowywanej książce) może służyć przestrogą i pomocą osobom w różny sposób nękanym przez złego ducha z własnego wyboru, pokazując zarazem drogę wyzwolenia.

"Uwolnienie po wielu latach egzorcyzmów nastąpiło po
dwukrotnym odprawieniu Mszy św. o Najświętszym Sercu
jezusowym, bezpośrednio po egzorcyzmie. Agnieszka chce
występować pod własnym pełnym nazwiskiem."

Ks. Maciej Gutmajer, egzorcysta z diecezji bydgoskiej.

Autor: Agnieszka Maria Dembek
Żródło: Miesięcznik Egzorcysta