Podpisałam cyrograf

Pociągała mnie również lektura książek i broszur o tematyce ezoterycznej. W VIII klasie szkoły podstawowej wpadła mi w ręce książka o chiromancji. Próbowałam wróżyć, ale szybko się tym znudziłam. Pod koniec VIII klasy przyjęłam sakrament bierzmowania, bo wszyscy w klasie tak zrobili. Przed bierzmowaniem odbyłam powierzchowną spowiedź.

W szkole średniej miałam koleżankę, która namiętnie słuchała polskiej grupy rockowej "Kat". Zespół grał satanic metal. Pożyczyłam od niej jedną z ich płyt i niemal całą noc słuchałam jej na okrągło. Po raz pierwszy zetknęłam się z tą muzyką. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest to muzyka satanistyczna. Byłam zafascynowana tekstami piosenek. Następnego dnia rano stanęłam przed krzyżem, który wisiał w moim pokoju i powtórzyłam słowa jednej z piosenek. To było bluźnierstwo. Wówczas załam sobie, że weszły we mnie. To było wstrząsające -jakbym przestała być sobą. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam wszystkie moje ubrania w kolorze czarnym. Założyłam je na siebie, aby zamanifestować, że stałam się inną osobą. Odtąd chodziłam ubrana zawsze na czarno.
Ze wspomnianą koleżanką zaczęłyśmy codziennie odwiedzać cmentarze i siedziałyśmy tam godzinami. Lubiłyśmy tę atmosferę. Wydawało się nam, że wdychamy klimat śmierci. Z czasem koleżanka porzuciła te praktyki, a ja nadal w nich tkwiłam.
W I klasie liceum napisałam cyrograf i podpisałam go krwią. Odtąd zaczęłam tracić nad sobą kontrolę. Zdarzało się, że w różnych miejscach wpadałam w dziwny trans: w domu, w szkole, w pubach. Wtedy mówiłam innym językiem, a także innym tonem głosu. Nie wiedziałam, co robię. Kiedy wracałam do siebie, od innych dowiadywałam się, co robiłam.
Czułam, że coś mną manipuluje. Zaczęłam krzywdzić matkę. Robiłam jej na złość, drwiłam z niej, a kiedy zaczynała płakać, miałam mdłości. Nie wiedziałam, dlaczego matce na mnie zależy. Wpadałam w szał, kiedy mówiła, że mnie kocha. Rodzice wiedzieli, że słucham muzyki satanistycznej, kupuję amulety, pentagramy. Zasadniczo im to nie przeszkadzało, aż do momentu, kiedy odkryli cyrograf i pamiętnik, w którym opisywałam swoje "wizyty" na cmentarzach (m.in. przewracałam krzyże).
Matka zrobiła awanturę i razem z ojcem zawiozła mnie na policję. Policjanci przeczytali cyrograf, a potem dali rodzicom numer telefonu do psychiatry. Ojciec w ciągu kilku minut umówił mnie na wizytę. Mimo że była noc, pojechał ze mną do pani doktor. Po przeprowadzonym wywiadzie kobieta stwierdziła, że nie rozumie obaw moich rodziców. O pierwszej w nocy wróciliśmy do domu.

Rodzice postanowili pomóc mi w inny sposób. Stwierdzili, że skoro jestem opętana, pomodlą się nade mną. Mówili o tym szeptem w pokoju na parterze. Choć byłam na pierwszym piętrze, wszystko wyraźnie słyszałam. Normalnie rzecz biorąc, było to niemożliwe. Natychmiast zaczęłam się trząść. Rodzice przyszli do mnie i zaczęli się modlić. Krzyczałam grubym głosem, że ich nienawidzę i że nienawidzę Boga. Chciałam uciec, więc ojciec musiał mnie trzymać. Te modlitwy trwały wiele godzin. W czasie modlitw widziałam obok mamy jakąś świetlistą postać, której strasznie się bałam. W pokoju zrobiło się ciemno. Wszyscy słyszeliśmy jakieś szumy i wycie wiatru. Ja natomiast słyszałam również jakieś głosy. Rodzeństwo zauważyło, że zmienił mi się kolor oczu na czerwony, a twarz przybrała wygląd demoniczny. W tym, co się wokół mnie działo, nie brałam żadnego udziału - byłam jakby zamknięta w swoim ciele, nic nie mogłam zrobić ani powiedzieć. Mogłam jedynie krzyczeć: "Nienawidzę was, zniszczę was, zabiję!"
Strasznie klęłam. Ten ktoś we mnie w moim imieniu prosił matkę, aby przestała się modlić, ponieważ to boli. Potem zaczął straszyć, że poderżnie wszystkim gardła. Ojcu groził, że jego także dopadnie. Rodzice postanowili zawieźć mnie do egzorcysty.
W czasie egzorcyzmów stanowczo stwierdziłam, że nie wyrzeknę się szatana. Czy one coś dały? Wydaje mi się, że po tej modlitwie niewiele zmieniło się w moim życiu. Jedną nogą byłam jakby w innym świecie. Przywoływałam złe duchy. Widziałam je pod postacią kozłów albo kotów. Z czasem same zaczęły do mnie przychodzić, kładły się przy mnie, uśmiechały się. Zaczęłam uprawiać magię. Przybrałam magiczne imię Bast (jest to imię egipskiej bogini kotów i miłości). Rytuał ktoś mi podpowiadał do ucha.
To wszystko działo się w okresie liceum. W szkole nie kryłam się z tym, że byłam satanistką. Zostałam nawet skierowana na badania psychiatryczne, które nic nie wykryły. Powoli zaczęłam myśleć o ratowaniu się. Chciałam zacząć chodzić do kościoła, ale nie mogłam. Coś mnie fizycznie dusiło za szyję. Poza tym wiecznie byłam zmęczona, wszystko mnie bolało. Trwało to prawie dwa miesiące. Zaczęły nachodzić mnie myśli samobójcze. Pierwsza próba targnięcia się na życie spaliła na panewce - narzędzie, które wybrałam, aby podciąć sobie żyły, okazało się tępe. Innym razem postanowiłam odebrać sobie życie w lesie. Chciałam dojechać tam autobusem, ale pojazd zepsuł się w drodze... i wróciłam do domu.
Jednego dnia zobaczyłam przepaść: było tam mnóstwo istnień, które bardzo cierpiały. Wśród nich siedział szatan i szydził z nich. Nigdy nie bałam się śmierci, ale tym razem się przestraszyłam i postanowiłam dalej żyć.

Po kilku latach poznałam fajnego chłopaka. Miał na imię Igor. Zamieszkaliśmy razem. Zaszłam w ciążę. Urodziłam dziecko. Moje życie stało się jakby normalne. Mimo to zdarzały się momenty, w których wychodziła ze mnie jakaś energia. Mogłam za jej pomocą manipulować Igorem. W takich chwilach zastygałam w bezruchu i nie byłam w stanie tego opanować. Takie sytuacje zdarzały się w towarzystwie, w tramwaju, na spacerze. Słyszałam wówczas jakiś wewnętrzny głos, który nie pochodził ode mnie. Byłam pewna, że są to bluźnierstwa. Tych słów nie rozumiałam, ponieważ były wypowiadane w innym języku. Czułam obok siebie obecność czegoś niesamowicie złego, wściekłego. Godziłam się na to. Po kilku takich "transach" Igor zorientował się, że mam kontakt z osobowym złem. Zaczęło mu to przeszkadzać, ponieważ prowadziło do destrukcji naszego związku. Kiedy nadchodził moment "transu", brał mnie za ręce i modlił się. Ode mnie słyszał wówczas tylko szyderczy śmiech oraz bluźnierstwa.
Z czasem ponownie zaczęły pojawiać się u mnie myśli samobójcze. Siedem razy próbowałam się zabić.
Po jakimś czasie ktoś ze znajomych Igora zachęcił nas do udziału w rekolekcjach Marana Tha. Zdecydowaliśmy, że będziemy w nich uczestniczyć. Niestety, w dniu rozpoczęcia rekolekcji jakaś dziwna siła uniemożliwiła nam wejście do budynku, w którym się odbywały. Udało się to dopiero następnego dnia. Na pierwszej katechezie była mowa o działalności szatana. Pospiesznie wyszłam z sali, cała roztrzęsiona, ponieważ nagle otoczyły mnie pająki. Z kolei w nocy atakowały mnie węże. Nie zmrużyłam oka. Na wpół przytomna postanowiłam, że pójdę do spowiedzi. W następnym dniu rekolekcji spotkałam egzorcystę, u którego byłam kilka lat wcześniej.
Po pewnym czasie stwierdziłam, że muszę ponownie poddać się egzorcyzmom. Pojawiłam się o oznaczonej porze. Na wezwanie: "Odejdź, zły duchu!" lekko się uśmiechnęłam. Egzorcysta zapytał: "Jakie jest twoje imię?" Demon odpowiedział: "Zabulon". Padło kolejne pytanie: "Dlaczego nie chcesz odejść?" Odpowiedź brzmiała: "Ona podpisała cyrograf".
Po roku egzorcyzmów wzięłam ślub kościelny z Igorem. Moje nawrócenie nadal trwa, choć egzorcyzmy zostały już zakończone. Całkowicie odrzuciłam praktyki satanistyczne (razem z narkotykami). Jednak jeszcze nie czuję się całkowicie wolna. Mam ataki gniewu, wprost furii. Nie mogę nad tym zapanować. Najczęściej zdarzają się, kiedy budzę się ze snu. Czuję, jakby mnie coś od wewnątrz rozrywało. Krzyczę na kogoś - na dziecko, męża czy teścia. Używam wówczas najbardziej wulgarnych słów. Potem jest mi przykro. To jednak komplikuje życie.
Beata

Komentarz egzorcysty
Dobrze pamiętam wizytę Beaty. Przyjechał z nią ojciec. Powiedział, że żona znalazła cyrograf córki i że razem modlili się nad Beatą. Zauważyłem, że dziewczyna dziwnie się poruszała. Robiła wrażenie, jakby chodzenie sprawiało jej trudności. Oczy miała jakby ze szkła. Zacząłem jej tłumaczyć, że przyjaźń z diabłem prowadzi do zguby. Myślałem, że nie trzeba tego udowadniać i że wszystko jest jasne. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna stwierdziła, że diabeł jej pomaga i że nie musi się go bać. Początkowo nie chciała się zgodzić na egzorcyzm. Później przystała, ale pod warunkiem, że nie będzie wyznawać wiary w Boga i nie będzie wyrzekać się szatana.
Zgodziłem się na te warunki. Egzorcyzmy nie przyniosły jednak żadnego owocu. Na pożegnanie powiedziałem jej, że na pewno się jeszcze zobaczymy, ponieważ zły duch nie będzie zawsze taki przyjacielski.
Ponownie spotkałem Beatę po dwóch czy trzech latach na rekolekcjach Marana Tha. Była u spowiedzi, przyjęła Komunię Świętą, ale sprawiała wrażenie jakby nieobecnej.
Potem spotkałem ją na Mszy Świętej z modlitwą o uzdrowienie w kościele św. Michała w Sopocie. Przyjęła Komunię Świętą, potem podeszła do modlitwy z nałożeniem rąk i upadła. Po Mszy powiedziała, że mieszka z chłopakiem, z którym ma dziecko. Podkreśliła, że wyrzekła się satanizmu. Miała wtedy 21 lat. Kiedy ojciec pierwszy raz przyprowadził ją do mnie, była szesnastolatką.
Zaprosiłem ją na Mszę Świętą do Oliwy. Przyszła. Po Mszy prosiła o egzorcyzm. Powiedziała, że na tej Mszy lekko ją trzęsło. Podczas egzorcyzmu, kiedy następowało odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych, odpowiadała z pewnym trudem. W jednej chwili wyraz jej oczu się zmienił. Na słowa: "Wyrzucam cię, zły duchu!" kręciła przecząco głową i lekko się uśmiechała. Nie mogła powiedzieć, że Jezus jest Panem. Zapytałem: "Dlaczego nie chcesz wyjść?", a ona odpowiedziała: "Bo mi tutaj dobrze".
Tydzień później miał miejsce kolejny egzorcyzm. Objawy były podobne. Zły duch nie chciał wyjawić imienia ani oddać czci Jezusowi. Po egzorcyzmie dziewczyna powiedziała, że niekiedy wpada w trans: przez mniej więcej 10 minut nie porusza się i zachowuje się jak sparaliżowana. Z ojcem dziecka kłóci się bez powodu, ma ataki agresji, boi się, że ten związek się rozpadnie, choć oboje chcą wziąć ślub. Dałem jej się napić wody z Lourdes.
Na następnym egzorcyzmie pojawiła się z ojcem swojego dziecka. Podczas modlitwy zmienił jej się wyraz twarzy, pojawił się szyderczy śmiech - nieraz głośny - a także dzikie oczy. Traciła świadomość. Wydawało się, że jest naładowana jakąś siłą. Demon ujawnił swe imię. Był to Zabulon.
Ks. dr hab. Andrzej Kowalczyk

Żródło:
Miesięcznik Egzorcysta