Kamienna Madonna z Andów

O tajemniczych wydarzeniach, które miały miejsce w lipcu 1835 r. w wysokich Andach, wiemy od szwagra wizjonera. Zanotował on w swym pamiętniku to, co przytrafiło się jego krewnemu - Pablo Mendezowi, prostemu wieśniakowi wypasającemu stada w górach północnej Argentyny na wysokości ok. 3600 metrów.

Czy owo objawienie było prawdziwe? Teologowie twierdzą, że jednym z argumentów potwierdzających autentyczność tego wydarzenia jest... jego typowość. Gdy bada się dzieje objawień (z których nieomal wszystkie stanowią interwencje z nieba z udziałem Matki Najświętszej) okazuje się, że można dostrzec prawidłowości. Już one stanowią część przekazu, jakie zawiera dane objawienie. Bo nie dość nam skupić się na słowach Maryi. Ważne jest, komu ukazuje się Matka Najświętsza i jakie miejsce wybiera na spotkanie. Ważne, w jakiej postaci się zjawia, co ma na sobie, czy i kto Jej towarzyszy. Więcej - nie bez znaczenia jest sposób, w jaki Maryja przychodzi i jak kończy się objawienie. Bóg zawarł tu swoje przesłanie.

Fotografia 1. Figurka Madonny z Andów (Virgen de Copacabana).

Od 1830 r. objawienia przebiegały inaczej niż w minionych wiekach. Potwierdza to spotkanie Pablo Mendeza z Maryją z Nazaretu tuż po owej cezurze czasowej, bo w 1835 r. Skończył się czas wyboru na wizjonerów ludzi mających władzę: królów, książąt, opatów, charyzmatycznych kaznodziejów. Teraz niebo przemawia do dzieci i ubogich. Jakby zmieniły się czasy, a wraz z nimi reguły gry. O losach świata decydują już nie władcy, ale potęga prostoty. Teraz nastały czasy ostateczne, w których Kościół ma upodobnić się do Maryi - ubogiej, cichej, "przegrywającej" życie. To Ona zwycięży. Jej podobni - dzieci i biedacy - zmienią świat swym ukrytym świadectwem wierności Bogu. Może dlatego wizjoner z Punta Corral jest nam zupełnie nieznany...

Co jest typowego w objawieniu z 1835 r.? Najpierw to, że brak w nim jakichkolwiek ozdobników; potem wybór prostego człowieka na wizjonera; odludne miejsce spotkań; fakt cudownego znalezienia figury, jej "ucieczki" i odnalezienia w miejscu objawień. A także spontaniczny i gorący kult połączony z akceptacją miejscowego proboszcza. Wreszcie cuda, znaki, uzdrowienia i nawrócenia. Nieprzyjaciele nadprzyrodzonych interwencji posługują się w tym momencie naukowym wytrychem i w istnieniu wspólnego mianownika widzą dowód na jego archetypowe pochodzenie, którego przykłady łatwo odnajdują w opowiadanych z pokolenia na pokolenie legendach. Objawienie w Punta Corral, podobnie jak we francuskim Chartres, w portugalskim Nazare, w polskich Gidlach czy Górze Kalwarii, uważa się za tak archetypowe, że na pewno niehistoryczne. A jednak nie są to legendy. Kiwamy głowami słysząc o archetypach i mówimy o filtrze zmysłów i o tym, jak niewypowiedziany Bóg komunikuje się z ludźmi, używając tego, co dla nich zrozumiałe: ich znakówr i haseł, ich wyobrażeń i słów. Mało kto pamięta, że kiedy pytano św. Bernadettę o wygląd Madonny z Groty Massabielskiej, dziewczynka pokazała noszony na szyi Cudowny Medalik i powiedziała: "Jak Ona". Maryja ujawniła wizjonerce swroją tożsamość przez odwołanie się do jej świata wyobrażeń. Czy jest to dowód przeciw autentyczności objawień w Lourdes? Przeciwnie, to argument za ich prawdziwością!

Don Roque Jacinto Torres spisał przebieg cudownego spotkania i to, co wydarzyło się nazajutrz. Czy możemy mu ufać? Bez wątpienia, skoro wiemy, że stał się pierwszym "niewolnikiem" górskiej Madonny. Jakaś szczególna łaska musiała dotknąć jego serca, skoro zrezygnował z siebie, by być cały dla Niej. Nikt go tego nie uczył, a wiedział, co to znaczy być "Cały Twój" i oddać resztę życia Maryi, która objawiła się jednemu z ubogich górali, pozostawiając skarb będący własnością wszystkich.

Co się stało w Ounta Corral?
Wiemy tylko tyle: owego dnia wysoko w górach załamała się pogoda i Pablo Mendez zdecydował się szukać schronienia dla swego bydła. Skierował się ku przełęczy Punta Corral, gdzie miał nadzieję ukryć się w zagłębieniach skalnych. Ale my nawet nie wiemy, czy dotarł w bezpieczne miejsce i czy w ogóle go potrzebował. Jedyna informacja, która kończy opis jego wędrówki, to relacja ze spotkania z Maryją. Przechodząc przez Punta Corral, spotkał mimo niepogody samotną niewiastę. Ubrana była w białą suknię, Jej włosy były jasne i promieniowało z nich niezwykłe światło. Gdy się odezwała, głos miała ciepły i pełen miłości. Dla górala było oczywiste, że ma przed sobą wysłannika z nieba, który pragnie jego dobra. Maryja zaczęła rozmawiać z Mendezem, ale nawet nie znamy treści Jej słów. Nie one były istotą objawienia. Wiemy jedynie, że poleciła mu powrócić nazajutrz na to miejsce i tu Jej oczekiwać.

Fotografia 2. Kaplica w Punta Corral.

Pablo Mendez czuł się jak ogłuszony. Zachował jednak na tyle rozsądku, by miejsce, w którym stała Matka Najświętsza, zaznaczyć kręgiem kamieni. Powrócił do swej osady położonej niżej w górach i siedząc w kuchni, opowiedział najbliższym, co go spotkało w Punta Corral. Nikt nie dał mu wiary. Jedynie Torres, człowiek jak na tamte okolice światły i wykształcony, przekonywał krewniaka, by powrócił nazajutrz na miejsce spotkania. Tak tez Pablo uczynił. Kiedy jednak powrócił do Punta Corral, nie spotkał tam Matki Najświętszej. W miejscu, gdzie ułożył kamienny krąg, leżał biały kamień. Gdy Pablo podszedł bliżej, ujrzał, iż to kamienna Virgencita de Copacabana, popularna Madonna z Boliwii, której obrazek kiedyś trzymał w rękach... Ujrzał królową w koronie, rozszerzający się ku dołowi płaszcz i Dzieciątko w ramionach. Kamienna rzeźba była biała jak Niewiasta ze wczorajszego spotkania. Niebo pomogło mu rozpoznać Maryję jak wcześniej św. Bernadetcie - za pomocą jego wyobrażeń. Pablo uznał, że figura nie jest jego własnością i zaniósł ją do kapłana w mieście Tumbaya, ten zaś zadecydował, że powinna zostać umieszczona w tamtejszej świątyni. Ale kamienna Madonna zniknęła. Pablo udał się na miejsce objawień i znalazł figurę w tym samym miejscu, w którym rozmawiał z Niebieska Dziewicą. Było oczywiste, że Maryja chce być czczona w miejscu objawienia.
Pozostawmy na boku historię rozwoju kultu w Punta Corral. Powiedzmy tylko tyle, że u jego początków było zaledwie dwóch ludzi: Mendez i Torres. Poruszeni wydarzeniami zdecydowali się złożyć uroczysty ślub całkowitego oddania się Matce Najświętszej i uczynienia wszystkiego, by Madonna z Przełęczy była znana i czczona. Stali się Jej "niewolnikami". Zbudowali małą kaplicę, a gdy Torres ciężko zachorował i Matka Boża przywróciła mu zdrowie, powiększył ją, kupił dzwony, a dla Maryi koronę i księżyc. Madonna z Punta Corral szybko znalazła się w centrum uwagi okolicznej ludności. "Góralka" - tak jak oni - była przez nich odwiedzana w Jej małym domku. Maryja nie tylko słuchała, ale i wysłuchiwała. Kaplica w Punta Corral stała się miejscem cudów.
Tamtejsi górale to twardzi ludzie. Znani są z tego, że dotrzymują słowa. Może dlatego tak wiele otrzymują od swej Pani z wysokich gór, a miejsce to słynie z wysłuchanych modlitw. Nic w tym dziwnego, skoro w chrześcijaństwie obowiązuje zasada "przymierza" znana jeszcze ze Starego Testamentu. Kiedy Bóg zawarł przymierze z Izraelem, złożył mu obietnice i dał gwarancje - zobowiązał się dać mu na własność krainę mlekiem i miodem płynącą, ale przede wszystkim, że będzie mu błogosławił i otworzy przed nim bramy niebios. Z kolei naród wybrany zobowiązał się przestrzegać swojej strony umowy: znać i czcić tylko jednego Boga i zachowywać Jego przykazania. Przymierze było owocne o tyle, o ile zachowywane było przez ludzi. Ta sama zasada obowiązuje w Nowym Testamencie. Jeśli spełnisz złożoną Bogu obietnicę, wówczas dar otrzymany z nieba nie będzie ci odebrany. Otrzymasz w pełni to, o co prosiłeś. Jak szczęśliwi górale z Punta Corral.

Autor: Dr Wincenty Łaszeski
Żródło: Miesięcznik Egzorcysta