Święty Ludwig z Grenady: mistyk dominikański

Louis de Sarría urodził się w 1505 roku w Grenadzie, a zmarł w 1588 roku w Lizbonie. Choć pochodził z dość ubogiej rodziny, wnet zauważono rzadki talent krasomówczy i bystrość chłopca, i patronowano jego wykształceniu w najlepszych szkołach. W 1526 r. wstąpił do zakonu dominikanów. Wykładał teologię w zakonnych seminariach. Od 1554 r. reformował klasztor Scala Coeli koło Kordowy. W 1564 r. uzyskał magisterium z teologii. W latach 1557-1572 był prowincjałem portugalskiej prowincji zakonu. Do najważniejszych dzieł Ludwika z Grenady należą: O modlitwie i rozmyślaniu, Przewodnik grzeszników. Jego dzieła cieszyły się współcześnie zjawiskową popularnością i w Hiszpanii i w całej Europie, dzięki żarliwości jego przekonań i szczerości ducha ascetycznego. Studiowawszy Cycerona, posiadł sztukę celnej argumentacji i jasnego, przejrzystego stylu. Do dziś uważany jest za kanonicznego stylistę swego czasu w języku hiszpańskim.

Fragmenty tekstów z dzieła: Przewodnik grzeszników.

Pochwała cierpienia
Rozważ skutki dobrej i złej woli. W dobrej – często serce psuje się przez pychę, podczas gdy w złej oczyszcza się przez cierpienie. W pierwszej człowiek sam siebie zapomina, w drugiej – pamięta o Bogu. Pomyślność rozprasza najczęściej jego dobre uczynki, podczas gdy cierpienie okupuje mnóstwo jego przeszłych nieprawości i umacnia duszę przeciw niebezpieczeństwu popełnienia nowych. Trapi cię ciężka choroba – pomyśl sobie, że zdrowie byłoby zgubne dla twojej niewinności i że Bóg, odbierając ci je, chciał ci odebrać możność grzeszenia. On wie, że lepiej jest tracić przytomność w bólu, niż być zdrowym w nieprawości. Z pewnością, nie może ten dobry Ojciec z upodobaniem patrzeć, jak Jego dzieci jęczą w ucisku, ale cieszy się widząc, że przez odmawianie sobie rzeczy godziwych, powstają one z upadków, których powodem stało się dla nich używanie rzeczy zakazanych. Zrozum więc, że jeśli Pan karze cię na tym świecie, to dlatego, by ci przebaczyć na tamtym, i że obchodzi się tu z tobą z miłosierną surowością dlatego, by w wieczności nie wywierać przeciwko tobie całej srogości sprawiedliwego i nieubłaganego gniewu. Najstraszniejszym znakiem gniewu Bożego jest, kiedy nie podnosi się on przeciwko tobie. Skoro więc nie chcesz być karany na tym świecie z dziećmi, spodziewaj się być potępionym w piekle z czartami. Ach! Powtarzaj raczej za św. Bernardem: Tu mnie, Panie, siecz, tu mnie karz, tu nie przepuszczaj, byłeś nie odrzucił na wieki! Zamiast narzekania, podziwiaj, błogosław tkliwą pieczołowitość tego dobrego Mistrza, który prowadzi cię za rękę i trzyma na wodzy twoje żądze i złe skłonności. Lekarze Pozwalają na wszystko chorym, którzy nie mają szans na przeżycie, tym natomiast, którzy mogą wyzdrowieć, nakazują ścisłą dietę i surowo zabraniają im wszystkiego, co mogłoby im zaszkodzić. Ojciec także odbiera rozpustnemu synowi pieniądze, które mu pomagają w grzechu, co nie przeszkadza, że później przekazuje mu cały majątek. Jest to obraz postępowania względem nas najwyższego. Lekarza naszych dusz, najbardziej kochającego Ojca, najtkliwszego ze wszystkich ojców.

Przypatrz się Zbawicielowi wśród męczarni, jakie ponosi On od tych właśnie, którzy winni Mu są życie! Piekielne usta okrywają Jego święte oblicze plwocinami, a On nie odwraca głowy. Ostre kolce rozdzierają Jego najświętsze skronie tysiącznymi ranami, a On zachowuje łagodność baranka. W gorączce okrutnego pragnienia podają mu gorzki napój, On go bez skargi, bez szemrania przyjmuje. Obrzucają Go obelgami i znieważają szyderczymi pokłonami – On nawet jednego słowa nie wypowiada. W końcu prowadzą Go na śmierć; to cel, to kres Jego pożądania. Śpieszy, biegnie naprzeciw niej, szczęśliwy, że może uwolnić od niej nas. O, podli i nikczemni ludzie! Jak może wam być ciężko cierpieć z woli Bożej za własne grzechy, skoro On Sam tyle wycierpiał, by wyjednać nam tych grzechów przebaczenia? Przyszedł na świat święty, niewinny, wolny od wszelkiej zmazy, a zszedł z niego w najokrutniejszych, niesłychanych mękach. Trzeba było, aby Chrystus cierpiał i w ten sposób wszedł do Swojej chwały, własnym przykładem przekonuje nas o prawdzie słów. Czy nie lepiej więc, prze pokorne poddanie się nędzom tego życia, obrócić je sobie na pożytek, dla odpokutowania za grzechy i dodania ozdoby przygotowanej nam w niebie korony, niż tracić wszystkie te korzyści, poddając się niecierpliwości, która powiększa tylko ciężary, bo i tak, i tak – radzi nie radzi – cierpieć musimy, jeśli taka jest wola Boża, której nic się nie oprze.

Wyobraźnia
Wyobraźnia jest tą z władz naszej duszy, w której najsilniej bodaj odbija się nieład wprowadzony przez grzech, i w której głos rozsądku najmniej bywa słuchany. Ta niespokojna, błąkająca się władza, ustawicznie nam się wymyka, niczym krnąbrna niewolnica, która bez pozwolenia pana wychodzi z domu i cały świat obleci, zanim się spostrzeżemy, że jej nie ma. Ciekawa, nienasycona wiedzy, chce zdać sobie sprawę ze wszystkiego, co widzi. Podobna jest do domowego zwierzęcia, które włóczy się wszędzie wietrząc, które bat odgania, a obżarstwo po chwili cięgnie z powrotem. Dumna, niecierpliwa względem wszelkiego przymusu. To dzika koza, która lubi się błąkać tylko po wysokich urwiskach i przepaściach, nie znosi natomiast ani jarzma, ani pęt, ani pana.

Wszystkie te wady są wrodzone; ale ile osób powiększa jej złośliwość nie starając się jej hamować, obchodząc się z nią jak z ubóstwianym dzieckiem, któremu pozwala się na wszystko, nigdy nie w niczym mu się nie sprzeciwiając. Toteż gdy chcieć ją zwrócić ku rzeczom Boskim, ona, nawykła do samowoli, w żaden sposób nie da się ująć w karby. Pracujmy więc bezustannie nad tym, by ograniczyć jej ruchy i trzymajmy ją w ciągłym poddaństwie. Uznaliśmy, że najlepszym sposobem przeciw wielomówstwu jest używać języka jedynie do tego, co prawdziwie dobre i potrzebne. Tak samo należy też postępować z wyobraźnią. Niech rozsądek stoi ciągle na warcie przed drzwiami umysłu, aby wpuszczać tam same dobre myśli, a mężnie odpierać, jak największych nieprzyjaciół, wszystkie te, które zdawać mu się będą próżne lub niebezpieczne. Ci, którzy zaniedbują tę zbawienną ostrożność, wpuszczają do duszy mnóstwo przedmiotów tłumiących żarliwość pobożności i miłości, a niekiedy i samą miłość. Furtianka Isbosetha zasnęła tylko na chwilę, a zaraz dwaj zabójcy zamordowali nieszczęsnego monarchę. Gdy rozsądek przestaje czuwać nad wyobraźnią, zaraz wkradają się do niej upiory niosące śmierć.

Taka ostrożność potrzebna jest nie tylko po to, by uchronić życie duszy od tysiącznych niebezpieczeństw, ale także po to, by zachować, niezbędne do modlitwy, milczenie i skupienie ducha. Wyobraźnia rozkiełznana miesza to święte ćwiczenie i czyni je prawie niemożliwy, gdy przeciwnie, nawykła do ciszy i pobożnych myśli, znajduje w nim największe upodobanie.

Każdy dzień w nieprawości zaciska węzły grzechu
Można zresztą założyć, że pożyjesz tak długo, jak to sobie obiecujesz. Czy będzie ci łatwiej poskromić wybryki złego później niż teraz? Chcąc gruntownie rozwiązać tę kwestię, wskażmy pobieżnie główne przyczyny trudności, która cię powstrzymuje. Trudność ta nie ma źródła w przeszkodach, jakie byś mógł sam sobie wytworzyć. Składa się na nią coś zupełnie innego.
1. Wynika ona z siły nawyku, którego naprawa bywa, jak powiadają, równie bolesna jak śmierć. Co sprawia – mówi św. Hieronim – że droga cnoty jest tak wąska i skalista, to długie trwanie w grzechu. Zaczepić o nałóg znaczy zaczepić o drugą naturę, nie mniej silną od pierwszej. Zwyciężyć ją to najświetniejsze ze wszystkich zwycięstwo. Kiedy występek – mówi św. Bernard – przeszedł w kilkuletni nałóg, potrzeba cudu łaski Bożej, żeby go zwyciężyć. Nie ma więc dla grzesznika nic groźniejszego niż występek, który stał się nałogiem. Jest to pewien rodzaj zastarzałości, od której, według słów św. Bernarda, nie może się on uwolnić inaczej, jak tylko za szczególną pomocą Bożej wszechmocy.
2. Wypływa też ta trudność z mocy szatana, mającego nad duszą ujarzmioną grzechem władzę zupełną. Jest to ów mocarz zbrojny z Ewangelii, który okazuje tak niezmordowaną gorliwość i pilność w zachowywaniu tego, co pozostaje pod jego panowaniem.
3. Zależy też ona od opuszczenia, w jakim Bóg pozostawia duszę występną. On sam jest tą pilną strażą, która ma zawsze oczy otwarte na mury jerozolimskie, która jednak oddala się od grzesznika coraz bardziej w miarę, jak ten zapuszcza się głębiej w ciemną krainę nieprawości. Stąd ta okropna nędza grzesznej duszy, jaką grozi jej sam Pan Bóg: Biada im, że odstąpili ode Mnie: spustoszeni będą (Oz 7, 13).
4. I wreszcie trudność ta pochodzi z zepsucia władz duszy, która przez nawyk grzechu rozprzęga się w swoich skłonnościach i działaniach. Czym robak dla owoców, ocet dla najwyborniejszego napoju, tym grzech dla władz i przymiotów duszy – jest on jej najbardziej zaciętym wrogiem. Grzech zaćmiewa jej pojęcie, osłabia wolę, rozprzęga żądze, wykrzywia oceny, zmniejsza jej panowanie nad sobą samą. Wszystkie te władze duszy są narzędziami, których ona używa do wykonywania dobrego. Są to jakby sprężyny regulujące, urządzające jej życie i sprawy. Jeśli będą one nadwerężone lub podkręcone przez grzech, czego innego można się spodziewać oprócz nieporządku, zamieszania i niemożliwych niemal do zwalczenia przeszkód?
Takie są główne przyczyny tej trudności. Same one źródłowo pochodzą z powszechnej przyczyny grzechu, pomnażają się zaś i wzmacniają w miarę siły narastającego nałogu. Komu w takiej sytuacji przyjdzie do głowy, żeby twoje nawrócenie miało być łatwiejsze w przyszłości, gdy pomnażając twoje grzechy, pomnożysz także przyczyny trudności, która już teraz cię odstrasza? Czy nie jest rzeczą widoczną, że im dłużej trwasz w swoim nierządzie, tym twoje występne nałogi bardziej się zakorzeniają, tym bardziej szatan ujarzmia twoją duszę? Im bardziej Bóg się od ciebie oddala, tym bardziej rozprzęgają się twoje władze moralne. A jeśli te przeszkody zatrzymują cię dzisiaj, to czy możesz się spodziewać, że natrafisz na mniejsze trudności, kiedy uczynisz te przeszkody trudniejszymi do zwalczenia?
Każdy dzień przebyty w nieprawości zaciska węzły twoich pęt, dodaje nowe ogniwa do twych kajdan, obciąża przygniatające cię brzemię, zaćmiewa coraz bardziej światło twego rozumu, ujmuje twojej woli dzielności w dążeniu do dobra, dodaje żądzom siły i popędu do zła, wolną wolę czyni mniej zdolną do tego, by się nu opierać. I w ten sposób zamierzasz usunąć trudności i utorować sobie drogę do poprawy obyczajów?! Nie możesz, jak mówisz, przestąpić tego malutkiego strumyczka, a myślisz, że potrafisz go przebrnąć, kiedy urośnie w potężną i gwałtowną rzekę? Dzisiaj wydaje ci się zbyt przykre, wyrwać z twej duszy przywary, które dopiero się w niej zawiązują, a sądzisz, że przyjdzie ci to łatwiej, gdy zapuszczą już one głębokie korzenie? Teraz upadasz pod ciężarem kilku grzechów, a masz nadzieję, że potem łatwiej ci będzie iść z całym stosem nieprawości na plecach! Teraz przychodzi ci walczyć przeciw dopiero powstającym afektom; później przyjdzie ci iść w zapasy z zakorzenionym nałogiem. I ty śmiesz sobie pochlebiać, że wtedy pokonasz go z mniejszym trudem?!
Przyznaj, że są to wymówki nieuczciwego dłużnika, który dlatego odkłada z dnia na dzień spłatę swojego długu, bo nie myśli go oddać. Przyznaj, że są to po prostu matactwa starego węża, który kłamliwym podstępem zwiódł pierwszych naszych rodziców, a teraz podobnymi sposobami kusi ich potomstwo.
Któż inny potrafiłby ci wmówić, że to, co wydaje ci się niemożliwe teraz, stanie się łatwiejsze wtedy, gdy pomnożysz trudności, które cię dziś odstręczają; że mniejszym kosztem otrzymasz przebaczenie, gdy pomnożysz bez końca liczbę swoich zbrodni; że łatwiej ci będzie zagoić rany, gdy pozwolisz im się zestarzeć i rozjątrzyć? Czy nie jest to obłęd taki sam, jak u człowieka, który padając pod przygniatającym go ciężarem, zdejmuje go z siebie, po czym natychmiast powiększa, żeby uczynić go lżejszym?
Ileż można by powiedzieć o samym choćby nawyku: o władzy, jaką wywiera on na duszę; o mocy, z jaką potrafi utrzymać ją w złu? Każde uderzenie o kolce lub ostrze, głębiej tylko je wbija i sprawia, że wydobycie ich staje się coraz trudniejsze. Każdy grzeszny czyn głębiej wraża w duszę występek, tak że na koniec wryje się on tak głęboko, że wydobyć go już niemal nie sposób. Dlatego, j ak to zwykle widzimy, starość grzesznika jest skalana wszystkimi przywarami jego młodości. Natura zmęczona, wyniszczona swawolą i wiekiem chciałaby się zatrzymać, ale przemoc nałogu – który całą swoją gwałtowność zachował – jest taka, że serce ciągnie do dawnych wybryków pomimo wstrętu podeszłego wieku i bezsilności natury. Duch Święty mówi o bezbożniku: Kości jego będą napełnione występków młodości jego i z nim w prochu spać będą (Hi 20, 11). Skończą się dopiero razem z życiem, jak zresztą wszystko… Co mówię? Pójdą za nim do grobu, aż do wieczności! Bo nałóg, jak druga natura, wpaja występek aż do wnętrza duszy: jak trawiąca gorączka, która przenika wnętrzności suchotnika, nie pozostawiając mu żadnej nadziei wyzdrowienia.
Uderzający obraz tej prawdy mamy w osobie Łazarza, od czterech dni pogrzebanego. Przywracając mu życie, Zbawiciel zapłakał i zawołał na niego głosem wielkim – gdy tymczasem wszystkie inne Swoje cuda wykonywał jednym słowem! Chciał nam Pan Jezus przez to pokazać, jak trudno jest przywrócić do życia duszę, która od dawna już umarła z powodu grzechu. Te cztery dni oznaczają, według myśli św. Augustyna, cztery stopnie, jakie dusza przebiega na drodze nieprawości: upodobanie zmysłowe, przyzwolenie serca, wykonanie czynu i przywyknięcie. Każda dusza przywiedziona do tego ostatniego stopnia jest nowym Łazarzem, czterodniowym trupem, który może zmartwychwstać tylko na łzy i wołanie Zbawiciela.
Oczywiste jest więc, że odwlekanie swego nawrócenia jest utrudnianiem go sobie coraz bardziej, i że człowiek, odkładając je na przyszłość, sam siebie oszukuje, w mylnej nadziei, że potem będzie mu łatwiej.

Fałszywe Miłosierdzie
Fragment tekstu do wysłuchania w odtwarzaczu audio.

Żródło:
Wikipedia: Ludwik z Grenady